Kradną szczęście.
Jestem bardzo szczęśliwa. Ale czasem tak bywa, że brakuje jednego małego puzelka, aby to szczęście rozciągnąć do granic niemożliwości. Tak też było w moim przypadku. Udało mi się przemycić dla siebie niesamowicie dużo szczęścia.
Trwało to bardzo krótko. Jednak dość długo, by się w tym szczęściu bardzo rozkochać. I nagle, tak po prostu, dzieje się coś strasznego, na co nie mamy wpływu. Choć zapieramy się rękami i nogami, wyciągamy najcięższe działa - nic z tego.
Nie umiałam się ostatnio z tym pogodzić. Coś mnie jednak to wszystko nauczyło... Usłyszałam niedawno coś bardzo banalnego a zarazem niezwykłego - jakie to szczęście móc być smutnym! Smutek pozwala docenić dobre chwile. A słońce zawsze wychodzi zza chmurki, nawet w naszych sercach, jeśli tylko mu na to pozwolimy.
Czy więc łatwo się poddaję? Pozwoliłam sobie na tyle rozpaczy, ile potrzebowałam. Gdy poczuję, że muszę, będę płakać i głośno krzyczeć. Nie będę tego powstrzymywać. Tylko przeżycie tego wszystkiego pozwala na pogodzenie się z tym, co się stało.
Tymczasem każdego dnia uczę się doceniać moje "stare" dobre szczęście. Cudowną rodzinę, przyjaciół, a wreszcie najważniejszego - ukochanego. I znajduję w sobie tyle pasji życia, ile jestem w stanie w sobie pomieścić.
A choć jej nie ma już, to tutaj zostanie na zawsze. I głębiej, dużo dużo głębiej... bo była jedyna, cudowna, tak pełna ciepła, miłości i niewinności.
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna....
OdpowiedzUsuń